Marzenkowe Furki Murki | Fascynacje Artka
Bobik – drugie życie
Bobiś to nasza duma, satysfakcja i wielka miłość. Bobiś to pies cudownie uratowany, pies naszego sąsiada, po którym przejechał kierowca busa i nie nawet nie raczył się zatrzymać, a jego właściciel zabrał go z jezdni i rzucił w piwnicy na posłanie, skąd został zabrany i na erce zawieziony na klinki. Bobiś to najpiękniejszy brzydal jakiego do tej pory widzieliśmy, miał 1% szansy na przeżycie, sieczkę w brzuchu, połamane nogi i fruwające tętnice, a jego skóra rozwarstwiała się, jak gruba namoczona tektura, nie było jak jej łapać szwami, psiak całymi dniami kołował z bólu, jak krążownik.
Nigdy nie mieliśmy cienia wątpliwości, że należy o niego walczyć ze wszystkich sił, jeśli tylko jest cień szansy, a tu był.
Bobiś cierpiał i to mocno, ale jednocześnie w jego oczach nie widzieliśmy pragnienia śmierci, lecz ufność i wolę życia. Był moment, że można było mu wsadzić pół ręki do brzucha. Ukojenie przynosiło mu zasypianie w naszych ramionach. Tak walczyliśmy przez prawie dwa miesiące o jego życie. I udało się, jest z nami, ma się dobrze, żyje i jest szczęśliwy. Bobiś cierpiał tak, jak cierpi każdy człowiek po ciężkim wypadku i miał prawo cierpieć, bo był połamany, miał porozrywane wnętrzności i wielkiego krwiaka. Nie wiedzieliśmy czy przeżyje.
Radość życia, którą Bobiś ma dziś w sobie rekompensuje wszystko co przeszedł. Ta radość emanuje z niego, cały jest wielkim szczęściem.
Mieliśmy ten przywilej, że nasz lekarz Doktor Tomek, który jako jedyny zgodził się zawalczyć o Bobisia i podjąć próbę ratowania go dokładnie nam wyjaśnił, co się w nim dzieje od strony medycznej – a tu rokowania były dla psiaka marne – my natomiast widzieliśmy sercem, że Bobiś będzie żył, pozostając wolnymi od balastu wiedzy, gdzie nasze intuicja wręcz krzyczała i jednoczyła się z tym psiakiem w jego bólu i woli życia. To co można było pozszywać, połapać, pocerować zostało zrobione. Nie ruszaliśmy złamań, nie mogliśmy, tu kości zrosły się naturalnie. Cała reszta była jedną wielką niewiadomą, a kiedy było już dobrze, wdała się ropa – ponowne śmiertelne zagrożenie. I w tym wszystkim oczy tego psiaka – pełne strachu, cierpienia i zarazem ufności, psiaka którego życie w jednej chwili zmieniło się tak diametralnie. W jego przypadku była nadzieja i mogliśmy o niego zawalczyć, nawet jeśli kosztowało go to dwa miesiące bólu, dziś to już przeszłość, o której on sam nie pamięta. Cóż to bowiem jest te dwa miesiące wobec darowanego już ponad roku życia ? W tym czasie psiak zwiedził z nami pół Polski i bronił naszą Kokę na zlocie Białych Owczarków Szwajcarskich przed innymi zalotnikami. Dziś ten psiak, to Lux Torpeda vel Najpiękniejszy Brzydal vel Bobiś.
Gdyby nie zaprzyjaźnieni ludzie, którzy nas wspierali psychicznie, fizycznie i finansowo, byłoby z pewnością jeszcze trudniej. Wszystkim tym osobom z całego serca dziękujemy w imieniu swoim i Bobisia.
Zdjęcia i teksty na tej stornie są naszego autorstwa. Prosimy o nie wykorzystywanie ich bez naszej zgody.